Komentarze: 3
To było coś wyjątkowego... inny kościół, różna wiara-Bóg ten sam... dobry ... kochający...troskliwy. Siedzielismy wszyscy na podłodze i śpiewaliśmy, nikogo nie obchodziło że tekst był nie zrozumiały ze wzglęgu na język. Miałam przy sobie na każdej mszy tłumacza -dziewczynkę która podążała najwłaściwaszą z dróg... słysząc jej słowa widzialam Boga. Siedzeliśmy słuchając tego co mówił pastor.... mimo zmęczenia chcieliśmy go słuchać. Potem podchodziliśmy zapalając świeczkę modląc się i myśląc o pewnej osobie... moje myśli skierowałam do brata ... i chodź wiem, że jest aniołem modlitwa mu doda otuchy -jak sądzę.Na koniec była spowiedz... oczyszczanie dusz... usiadłam przed ołtarzem .... po pewnym czasie przy moim ramieniu stał jusz pastor rozpoczynający rozmowę. Nieskończony potok łez... a potem wielkie ukojenie ... gdy poczułam jego ręce na moje głowie i modlitwę która była ofiarowana za mnie.... Wino i chleb które podawane byly z rąk do rąk byly czymś w rodzaju komuni .. tylko ich moc wydawała mi się silniejsza. Czy grzechem jest wierzyć w Boga w taki sposób... Czy złem jest płakać z miłości.......???